wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział II

Elizabeth
   Siedziałam na trawie oparta o grzbiet Borysa. Obok mnie siedział blond włosy chłopak- John Waller, nad brzegiem basenu leżał Ben rysując coś po tafli wody. Minęło już dwa tygodnie wakacji a ten dzień zaliczaliśmy do jednych z najbardziej upalnych.
-Nudzi mi się- powtórzyłam po raz kolejny.
   John z podniósł głowę popatrzył na mnie swoimi miodowymi oczami i powtórzył za mną.
-Mi też się nudzi…
-Mi też…- mruknął Ben.
-Zaprosić Rose?- zapytałam, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam.
-Przecież jest na tym obozie, jak to było ,,Heros”, czy coś…- wytłumaczył Ben.
-Nie ,,Heros” tylko ,,Glawiator”- poprawiłam go.
-Na jedno wychodzi… i tak jej nie ma.
-No to chyba została nam tylko wasza siostra- zażartował John.
-To może popływamy?- zaproponowałam.
-Nie chce mi się…- mruknął Ben.
-A co tobie się chce? Przecież lubisz pływać- warknęłam.
-Ale w taki upalny dzień mi się nie chce.
-A myślisz że woda jest gorąca?
-Pewnie tak.
-Ale z nich śmierdzące lenie. Prawda Borys?- zwróciłam się do psa drapiąc go po brązowej plamie nad uchem.
-Przez ten upal zwariowałaś że gadasz do psa- odezwał się John.
-Chyba przez to że gadam do ciebie.
-Nie denerwuj mnie.
-Lizzy!- krzyknął nasz ojciec wybiegając za domu.- Macie godzinne na spakowanie się.
-Co?!- zakrztusiłam się własną śliną.- Ale gdzie?
-Zobaczycie. Za dwie godzinny mamy samolot.
-Sa-sa-sa-samolot?- wyjąkał Ben.
-Macie się spakować, no jazda.
   Pobiegłam za ojcem który wszedł do domu przez taras.
-Gdzie jedziemy?
-Teraz to nieważne, na pakujcie się- powtórzył po raz kolejny.
-A na ile jedziemy?
-Na tydzień- zniknął w drzwiach swoje sypialni.
   Nie wiem co on knuje ale przecież nie pojadę tam z niczym. Po drodze do sypialni wpadłam na Bena.
-O co mu chodzi?
-Nie wiem. Jedziemy gdzieś na tydzień tylko tyle wiem.
   Sama nie wiedział co spakować. Wyciągnęłam z szafy kilka bluzek, dwie pary szortów, kurtkę sportową, bluzę, adidasy, trampki, bieliznę. Co jeszcze? Popatrzyłam na zegarek. Czterdzieści minut. Szybko wzięłam pozostałe rzeczy z pokoju i pognałam do łazienki po kosmetyczkę. Tam natknęłam się na Naomi. Ona też pakowała swoje rzeczy ale nie odzywała się do mnie ani słowem. Kilka razy przejrzałam rzeczy w walizce, cały czas wydawało mi się że czegoś zapomniałam… Borys! Jak mogłam o nim zapomnieć?
   Złapałam za rączkę walizki i szybko zbiegłam po schodach. Nie musiałam się pytać taty czy bierzemy Borysa, właśnie wyciągał z garażu jego klatkę.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam po raz kolejny.
-Zobaczycie- powiedział i schował moją walizkę do bagażnika.
-No tato!- krzyknęłam tupiąc nogą.
-I tak wam nie powiem- odpowiedział spokojnie podnosząc klatkę.
   Usiadłam na przednim siedzeniu zakładając ręce na piersiach.
-Z przodu siedzi Naomi- powiedział mi.
-Dlaczego?
-Bo nie chce słyszeć przez całą drogę jej jęków że musi siedzieć obok Borysa- odpowiedział za niego Ben ciągnący za sobą walizkę.- Co z Bertą?
-Weź ją. Ale szybko- pośpieszył go.
   Ben wepchnął walizkę do bagażnika i pognał do swojego pokoju. W tym czasie ja zawołam Borysa który usiadł z tyłu przy oknie. Zaraz przyszła Naomi z nachmurzoną miną, też miała walizkę położyła ją obok samochodu i z obrzydzeniem popatrzyła na Borysa. Jakim cudem powstrzymałam się od uwagi na temat jej miny? Sama nie wiem. Ale zaraz… przecież Naomi jest dokładnym przeciwieństwem mnie i Bena. Skoro nam ojciec nie zaufał to na pewno jej tak. Na pewno wie wszystko o tych wakacjach.
   Usiadła z przodu nie odzywając się ani słowem z torebką na kolanach.
-Naomi wiesz gdzie jedziemy?- zapytałam jej.
   Odwróciła się do mnie i z nadzieją powiedziała:
-To ty wiesz?
-To było pytanie do ciebie a nie do mnie- westchnęłam i opadłam na oparcie fotela głaskając Borysa który położył swój pyska na moich kolanach.
   Zaraz przyszedł Ben trzymając wielkie akwarium z ropuchą którą wziął na ręce zapewne tylko po to by straszyć Naomi.
-Wszyscy są- mruknął pod nosem tato chowając resztę rzeczy to bagażnika.
-No powiedz w końcu gdzie jedziemy- prosił Ben.
-Na lotnisko- powiedział krótko siadając za kierownicę- Pasy.
   Wymamrotałam pod nosem przekleństwo, całe szczęście tylko Ben to słyszał i zapięłam pasy.
-A z lotniska gdzie?- zapytała Naomi.
-Nie mówcie do mnie bo nie chce wypadku- powiedział naciskając pedał gazu.
   Wyjechaliśmy z domu i zgodnie z tym co powiedział tato kierowaliśmy się na lotnisko. Nie posłuchaliśmy jego prośby i cały czas pytaliśmy się gdzie jedziemy. Tylko Borys siedział cicho co jakiś czas drapiąc łapą w szybę.
-Chcę wiedzieć gdzie jedziemy- powiedziałam głośno.
-Ja tez chce wiedzieć dlaczego muszę cały czas latać do szkoły przez twoje wybryki-odpowiedział spokojnie nie spuszczając drogi z oczu.
   Założyłam ręce na piersiach i znów cicho przeklęłam. Tym razem usłyszeli to wszyscy.
-Lizzy!- krzyknął tato hamując gwałtownie przed światłami.
-No sorki- warknęłam i znowu założyłam ręce na piersiach.
   Nie odzywałam się już do końca myśląc o tym gdzie możemy jechać. Ale ja głupia! Przecież jest tysiąc miast i nawet nie mam pojęcia a wszystkich nie przenalizuje. Chyba że… Grecja. W tamtym roku prosiliśmy tatę żeby zabrał nas tam.
   Stanęliśmy na parkingu z którego już było widać wyjeżdzające z pasu startowego samoloty.
-Szybko- pośpieszył nas tato patrząc na zegarek.- Mamy dwadzieścia minut.
   Szybkim marszem ruszyliśmy w stronę lotniska. Dotarliśmy w samą porę kiedy tylko ostatni pasażerowie wchodzili do samolotu. Nasz ojciec wyciągnął z kieszeni cztery bilety, już wcześniej planował ten wyjazd. Borysa wpakowaliśmy do klatki, miał jechać w innym przedziale z Bertą.
   Samolot miał trzy rzędy a w każdym po trzy fotele. Tato usiadł jak najdalej nas zapewne po to by uniknąć kolejnych pytań. Nam kazał zająć trzy fotele obok siebie.
-Samolot Nowy York do Charlotte startuje- rozległ się głos stewardesy z głośników.- Proszę zapiąć pasy.
   A więc lecimy do jakiegoś Charlotte. Sprawdziłabym w telefonie gdzie jest to miasto gdyby nie to że tu nie można używać telefonu. Wysłałam znaczące spojrzenie do Bena. Naomi z nachmurzoną miną patrzyła przez okno samolotu gdzie teraz było widać miasto z klocków lego. Leciałam już kilka razy samolotem więc nie zachwycałam się za bardzo widokami. Przez cały czas rozmawiałem z Benem. Najwięcej o tym czy Charlotte nie jest w Grecji, też popierał wersję że właśnie tam jedziemy.

   Niebo za oknem było już całkiem ciemne a widoki przysłaniały ciemne chmury. Odrzuciłam nadzieję że lecimy do Grecji bo na pewno nie szybowaliśmy przez ten czas nad oceanem. Naomi już dawno drzemała z opartą głową o szybę przez co jej rude włosy przysłoniły to co się dzieje za oknem. Szybowaliśmy cały czas na południe przez co zdawało mi się że w końcu dolecimy na Antarktydę. W końcu ja też zaspałam.

6 komentarzy:

  1. No wprost oczom nie wierzę, że jestem pierwsza :D
    Ciekawi mnie czemu Naomi była taka nachmurzona. Wpływ nielubianego rodzeństwa? A może dodatkowo perspektywa niespodziewanego wyjazdu z Lizzy i Benem? Coś tu jest nie tak na pewno, zauważyłam że wszędzie szukam jakiejś intrygi xD Nie wytrzymałam i sprawdziłam gdzie jest owo Charlotte i (chyba xD) śmiało mogę przyznać, że Lizzy grubo się myli :D A to biednej zrzednie mina jak wysiądzie z samolotu ^^
    Teraz z drugiej strony - w tym rozdziale pogubiłaś mnóstwo przecinków. A może wybrały się na wycieczkę? ;) Literówek nie zauważyłam, ale za to wyłapałam kilka powtórzeń.
    Czekam na kolejny rozdział. Życzę przypływu weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, dodałaś komentarz do mojego bloga, a także zaczęłaś czytam, więc odzywam się i ja ;D
    Powiem Ci, że masz rację co do tego, że nieznajomy i Dane odegrają dużą rolę w tym opowiadaniu, ale nie przywiązuj się do nich za mocno, bo nie chcę Cię rozczarować :)
    W każdym razie chwilowo mam niewiele czasu, ale mogę się odwdzięczyć zaproszeniem na blog spisowy: http://ludzie-pisma.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)
    PS. Postaram się w wolnej chwili wgryźć w Twoją historię ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. odmowa zgłoszenia, nie ma linku na blogu oraz nie przeczytałaś dokładnie regulaminu

    OdpowiedzUsuń
  5. Super napisane ;-) Intryguje mnie, czy Naomi na pewno nie wie, gdzie lecą. Wiem, gdzie jest Charlotte i czuję, że Lizzy nieźle się zawiedzie ;D. Pomijasz bardzo dużo przecinków, powinnaś zwracać na to uwagę, bo wtedy tekst staje się bardziej czytelny. Zdarzyły się też bardzo nieliczne powtórzenia, ale nie zaszkodziły na bardzo dobrą oraz interesującą treść ♥. Świetnie, oby tak dalej. Nie mogę się doczekać tego momentu, aż pojawi się Alkeja (przepraszam, jeżeli źle to napisałam). Akcja interesująco się rozwija i żałuję, że nie piszesz dłuższych rozdziałów ;*
    Ps. Na moim blogu http://put-forehead-world.blogspot.com/ zostanie dzisiaj dodany rozdział, bardzo zapraszam ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Doszukałam się w twoim opowiadaniu wielu błędów. Link do analizy: http://borzagubionychtworow.blogspot.com/2014/12/trojaczki-merysujkowojajowe-pies-jak.html
    Wkrótce następne części. :)

    OdpowiedzUsuń