W tym poście wyjątkowo dwa rozdziały ponieważ jeden jest strasznie krótki. Dziękuje za wszystkie komentarze :)
Naomi
Obudziłam się ale jeszcze nie otwierałam
oczu. Chciałam jeszcze chwilę wyobrazić sobie że leżę w swoim łóżku. A jednak
nie, na policzku wyczułam zimną szybę a na kolanach leżała moja torebka. Wciąż
nie otwierając oczów założyłam za ucho włosy które opadły mi na twarz. O moją
nogę opierał się plecak Elizabeth, natychmiast lekko go odepchnęłam.
Otworzyłam oczy. Za moim oknem było widać
jeszcze ciemne niebo. Obróciłam głowę, z okien po drugiej stronie niebo było
pomarańczowe co oznaczało że wschodzi słońce. Lizzy i Ben jeszcze spali,
wyprostowałam się poprawiając bluzkę. Wystarczyło kilkanaście minut a całe
niebo pokryło się błękitem. Ponownie oparłam się o szybę zamykając oczy,
ponownie zaspałam ale tylko na chwilę. Zbudził mnie dopiero ponowny dźwięk z
głośników.
-Zbliżamy
się do Charlotte.
Ten głos również obudził Bena i Elizabeth.
Samolot zdecydowanie zaczął pochylać się w dół. Nie lubiłam uczucia lądowania i
wystartowania. Przez całą drogę czułam się tak jakby cały czas staliśmy na
pasie startowym ale teraz znowu zakręciło mi się w głowie. Elizabeth od razu
zaczęła gadać z Benem dopiero gdy mogliśmy wyjść przestali.
Przy wyjściu czekał na nas tato. Nie zapytał
się o nic tylko od razu powiedział.
-Musimy
iść po jakąś taksówkę.
Charlotte było dużym miastem, ale nie tak
jak Nowy York. Było tam kilka Mc’Donnaldów, domy handlowe, wielkie sklepy,
wieżowce. Czy tu mamy spędzić wakacje. Dotarliśmy do parkingu taksówek, był
mały problem bo żaden z nich nie chciał jechać z wielkim psem. Po zapytaniu
kilku kierowców o zgodę tylko jeden się zgodził z trudem zmieściliśmy trzy
walizki i Borysa do bagażnika. Pies wystawiał pysk do tylnych siedzeń.
Nie usłyszałam gdzie tato kazał nas zawieść
ale okazało się że dojechaliśmy na dworzec. Czyli jednak nie tu mamy spędzić
wakacje? Powoli pozbierałam wszystkie rzeczy do kupy. Skoro tam gdzie jedziemy
nie da się dotrzeć samolotem to z pewnością jest to o wiele mniejsze miasto.
Mojemu tacie jakoś udało się przekonać
konduktora żeby Borys jechał z nim w przedziale. Szczerze nie podobało mi się.
Wybraliśmy sześcioosobowy przedział tylko dla siebie. Pożyczyliśmy laptop taty
żeby pooglądać film, oczywiście Ben i Elizabeth wybrali jakieś science fiction
na które nie zwracałam uwagi tylko ponownie oparłam się o szybę oglądając
widoki. Teren był płaski więc dostrzegłam ocean. Jechaliśmy około trzy godziny,
akurat kiedy mieliśmy wysiąść skończył się film. Z tego co zobaczyłam za oknem
byliśmy w małym miasteczku nad morzem. Może właśnie tu mieliśmy spędzić
wakacje.
Wyszliśmy na dworzec kolejowy, przy wyjściu
dostrzegłam tabliczkę z napisem ,,Witajcie w Pawleys Island*”.
-Tu
będziemy mieli wakacje?- zapytała Lizzy.
Znowu nic nie odpowiedział tylko prowadził
nas przez miasteczko. Szliśmy przez dobre pół godzinny. Ben cały czas coś
szeptał do Elizabeth. Już dawno wyszliśmy z centrum miasta, zatrzymaliśmy się
dopiero przy domkach jednorodzinnych które stały w równym rządzie na plaży.
Toto rozglądnął się i ruszył w stronę czarnego Jeepa. Dopiero po chwili
zobaczyłam że na trawie siedzi dziewczyna a w otwartych drzwiach samochodów
widać było kobietę. Podeszliśmy jeszcze bliżej. Obydwie miały takie same blond
loki, jasne, zielone oczy i opaloną cerę. Bez wątpienia była to matka i córka.
Dziewczyna była szczupła i wysoka, wyglądała na szesnastolatkę.
Kobieta natychmiast wstała i poszła w naszą
stronę podając rękę.
Benjamin
Kobieta wyszła z auta i podeszła do nas
wyciągając rękę.
-Samantcha
Jaffey- przestawiła się uśmiechając się a w jej policzkach pojawiły się
dołeczki.
Każdemu z nas uścisnęła rękę.
-To
jest Ben, Lizzy i Naomi- przedstawił nas po kolei ojciec.
-Miło
poznać- powiedziała.
Nie wiedziałem po co mamy rozmawiać z tą
kobietą, może była właścicielką jakiegoś pensjonatu w którym mieliśmy
zamieszkać.
-Daisy-
powiedziała dziewczyna ściskając mi rękę.
-Ben-
uśmiechnęła się do mnie a w jej policzkach pojawiły się takie same dołeczki.
-Naomi,
wyglądasz identycznie jak swoja matka, gdybym nie wiedziała że jesteś córką
Percy’ego wcale bym nie przypuszczała że między wami jest jakieś pokrewieństwo-
mówiła zatrzymując się przy mojej siostrze.
Czyli znała naszą matkę? Teraz to całkiem
nic nie składa mi się do kupy.
-Zostaniecie
u Samantchy przez tydzień- wytłumaczył nam ojciec.
Zamrugałem kilka razy, mamy mieszkać u
nieznajomej kobiety! I na tym polegają nasze wakacje? Nie wiem jaki był w tym
sens, bo żadnego nie widziałem.
-Macie
byś grzeczni- powiedział.
-To
ty nie jedziesz?- zapytałem.
Pokiwał głową po czym kontynuował:
-Macie
się słuchać Samantchy i Lucy. Szczególnie mówię do ciebie Lizzy. Będziecie tu
przez pięć dni a potem… - popatrzył na kobietę i znowu na nas.- …gdzieś
indziej.
No super! Kolejna tajemnica! Dlaczego nie
mogliśmy siedzieć normalnie w domu? Czy zapytał nas się o zdanie że mieliśmy
jechać do jakiejś baby?
-Musicie
na siebie uważać, żeby nic wam się stało.
-Tato
nie jesteśmy dziećmi- mruknęła Elizabeth.
-Przecież
wiem. Trzymajcie się- powiedział i ruszył z powrotem do dworca.
No nie! Zostaliśmy sami i to z jakąś kobietą
którą widzieliśmy pierwszy raz w życiu.
-Jak
się wabi?- zapytała Daisy Lizzy głaskając pysk bernardyna.
-Borys-
odpowiedziała.
-Będzie
jechać w bagażniku- powiedziała Samantcha- Zgodzicie się?
Samantcha poleciła mi żebym usiadła z przodu
a dziewczyny z tyłu. Nie jechaliśmy drogą a Jeep przesuwał się po pustej plaży.
Przez pierwsze pięć minut prawie się nie odzywaliśmy. Dopiero Daisy to
zmieniła.
-Myślałam
że będziecie bardziej gadatliwi.
Ja też myślałem że lecimy do Grecji a nie do
jakiejś Samantchy i jej wkurzającej córki!
-Zobaczycie
że nasz dom jest wspaniały. Z jednej strony jest morze a z drugiej rozciąga się
las. Mamy też małe pole truskawek i malin, kilka drzew jabłonki- mówiła Daisy-
Mama jeździ ze mną na rynek, ludzie często u niej kupują bo sądzą że jej zbiory
są najlepszymi jakie widzieli.
-W
tym widzę najwięcej twojej zasługi- powiedziała do córki puszczając jej oczko.
Łańcuch domów na plaży skończył się a ja
zjednej strony widziałem nas a z drugiej morze.
-Jeszcze
zapomniałam powiedzieć że jutro przyjeżdża mój kuzyn Mark- kontynuowała swoją
gadkę.- Nie jest moim kuzynem ale zawsze tak uważam a do jego mamy mówię
,,ciociu”. Ben, słyszałam że jesteś dobry w pływaniu.
Na chwilę zapanowała cisza dopóki:
-Trochę-
powiedziałem.
-Czyli
pewnie lubisz wodę?- zapytała Daisy ale nie dała mi czasu na odpowiedź.- Nasze
morze jest ciepłe więc będziesz mógł popływać. Jutro wieczorem palujemy zrobić
ognisko, muszę wam powiedzieć naprawdę wspaniałą historię, ale to dopiero
jutro. Mamy dwa pokoje gościnne, w którym są po dwa łóżka. Jeden pokój zajmiesz
ty i Mark a drugi Lizzy i Naomi- powiedziała do dziewczyn.- Zapomniałam was się
zapytać. Jak jest w Nowym York’u?
-No
jest tam dużo wieżowców, my nie mieszkamy blisko centrum więc możemy mieć dom
jednorodzinny- tłumaczyła Lizzy.- Ale ogólnie tam się nie da nudzić.
-Nowy
York to pewnie szare miasto. Ja tam nigdy nie przeniosłabym się stąd do waszego
miasta.
Głowa mnie już boli od tej paplaniny. Czy
ona robi coś oprócz gadania, jechaliśmy tu już pół godzinny i dopiero teraz
zauważyłem biały dom wśród drzew. Jechaliśmy w jego stronę, miał zielone
okiennice, drzwi i dach. Obok stało kilka jabłonek, zdziwiłem się trochę bo
miało już piękne, czerwone owoce. Zatrzymaliśmy się przy nim, gdy tylko
otworzono bagażnik jak strzała wyskoczył z niego Borys biegając wokoło auta.
Wzięliśmy soje walizki, trochę ciężko było je ciągnąć po piachu.
Znaleźliśmy się w przytulnym saloniku z
żółtymi ścianami. Po środku stała wytarta kanapa i fotel. Klosz żyrandola
wykonany był z muszelek a przy ścianach stały jasne meble.
Nie zdążyłem się za dobrze rozejrzeć jak do
pokoju wpadł niski człowiek z jasną broda przeplataną siwymi włoskami. Miał
wymyślną fioletową koszulę, ten facet miał na pewno kompleks wzrostu bo był
jakieś półtora głowy ode mnie niższy. Uśmiechnął się szeroko i na krótkich
nóżkach podreptał w naszą stronę.
-Wła…
znaczy się jak miło was w końcu widzieć- powiedział piskliwym głosem ściskając
po kolei rękę Naomi, Lizzy i moją.- Nazywam się Bertus. Stryj Samantchy.
Ktoś bardzo skrzywdził tego człowieka takim
imieniem. Ale po co my tu jesteśmy? Po co musimy być na wakacjach z tymi
ludźmi?
-Może
zaprowadzę was do waszych pokoi?- zapytała Daisy obdarzając nas promiennym
uśmiechem.
Skinąłem głową, a ona poprowadziła nas
drewnianymi schodami na piętro. Jeszcze ostatni raz rzuciłem podejrzliwe
spojrzenie na Bertusa.
Daisy pokazała mi najbliższe drzwi schodów.
Z trudem otworzyłem je trzymając pod pachą akwarium i ciągnąc walizkę.
Naprzeciwko drzwi było okno które miało idealny widok na morze. Pod ścianami
stały takie same, jednoosobowe okna. Meble były umieszczone symetrycznie, przy
łóżkach takie same szafki nocne, obok, pod ścianą niewielkie szafy. Pierwsze co
rzuciło mi się w oczy to sposób jaki były pomalowane ściany. Wydawało się że
ktoś pomalował je na niebiesko a potem byle jak poplamił je innymi odcieniami
błękitu i granatu, co bardzo mi się spodobało.
Otworzyłem na oścież okno wdychając świeże
powietrze napływające znad fali morskich. Oparłem brodę o parapet wpatrując się
w horyzont. Długo trwało zanim zorientowałem się że walizka i akwarium dalej
stoją na środku pokoju.
Zajrzałem do walizki i wziąłem do rąk jedną z
koszul mając zamiar położyć ją do szafy. W porę się pohamowałem wiedząc że będę
tu tylko pięć dni. Schowałem ją w powrotem i wsunąłem pod łóżko walizkę.
Akwarium umiejętnie położyłem na szafce nocnej i jeszcze raz zerknąłem czy z Bertą
wszystko w porządku.
Znów popatrzyłem przez okno, tym razem
wychyliłem się dostrzegając koronę jabłonki. Pomiędzy listkami widać było burzę
złotych loków zbierających jabłka. Może i Daisy była dziwna ale też bardzo
ładna.
Kiedy tylko odszedłem od okna do pokoju
wpadła Lizzy. Omiotła pomieszczenie spojrzeniem i szybko powiedziała:
-Wiesz
o co tu chodzi?
Pokręciłem głową.
-A
ja chyba tak- oznajmiła siadając na niezajęte przeze mnie łóżko.- Nie sądzisz
że ta cała Samantcha to dziewczyna naszego ojca?
Zakrztusiłem się własną śliną po czym
wydyszałam:
-On
i nowa żona? Zwariowałaś?
-Naomi
wpadła na ten pomysł. Wiem że powiem coś dziwnego ale to pierwsza rzecz z którą
się zgadzam.
-Ty
słuchaj jej częściej to się wszystkiego dowiesz- westchnąłem.-Gdyby była to jego
dziewczyna pojechałby tu z nami. Nie sądzisz?
-Mistrz
logicznego myślenia się znalazł. A tak swoją drogą mamy większy pokój od was.
-Od
nas?- zdziwiłem się.
-Przecież
Daisy mówiła że przyjedzie jeszcze jej kuzyn.
-A
ty już z nią na TY jesteście?
-Dlaczego
nie, jest fajna. Przy najmniej mam z nią pogadać na temat…
-Lizzy
no! Przecież wiesz że John…
-John
jest tylko moim przyjacielem i po raz kolejny nie próbuj mnie z nim swatać.
-I
tak wiem swoje.
-Jak
tylko wrócimy do domu to zeswatam cię z…- tu umilkła- No z kimś!
-Teraz
masz problem bo kumplujesz się z samymi chłopkami. Nie licząc Rose, bo ona jest
już zajęta.
-Wiem!-
krzyknęła.- Daisy.
-Że
co?! Ona jest jakaś… dziwna- ostatnie słowo powiedział szeptem.
-Podobno
kocha się za nic- powiedziała z kpiącym uśmieszkiem kierując się do drzwi.
-Lizzy
no! Nawet nie próbuj!- krzyknął za nią ale ona już wyszła z pokoju.
Nie lubię słodzić, wole mówić i pisać ludziom wprost co myślę na pewno nie robię tego złośliwie, żeby nie było. ;) Pomysł na opowiadanie bardzo mi się podoba, zdarzają się jednak błędy przede wszystkim interpunkcyjne dlatego, jeśli nie jesteś pewna czy powinnaś dać przecinek to polecam tą stronę - http://www.przecinki.pl/ może nie jest jakąś wielką skarbnicą wiedzy, ale na początek przydatna. W poprzednim rozdziale użyłaś słowa "Glawiator", czy to zamierzony błąd w wymawianej przez Lizzy odpowiedzi? Jeśli tak, to przepraszam, że się tego czepiam. ;) Życzę weny i czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Przepraszam za takie opóźnienie w komentarzach ;)
OdpowiedzUsuńWidzę w Daisy bratnią duszę, gdybyśmy się spotkały obie zagadałybyśmy się nawzajem na śmierć xD Też mi się buzia nie zamyka i nawijam o czym popadnie :D Ben przesadza, nutki tajemnicy podczas wakacji nigdy nie zaszkodzi, nie? ;D Przynajmniej nie będą się nudzić ^^
Bardzo fajny rozdział ;D. Podoba mi się pomysł Lizzy z tym swataniem Ben'a z Daisy ^^. Lubię historie miłośne, które są zarówno proste, jak i zagmatwane <3. Ucieszyłabym się, gdyby byli razem. Podoba mi się też pomysł z tym Mark'iem. Gdy wyobrażam sobie "mój" obraz tego opowiadania, to z pewnością Ben byłby z Daisy, Naomi z Mark'iem, a Lizzy z Josh'em ;D. Tak wiem, jestem zwariowana, no ale cóż, ja bym tak to poprowadziła. Jednak jestem bardzo ciekawa na jaki pomysł ty wpadłaś ;D, Już nie mogę się doczekać! <3 Trochę tajemnic jednak nie zaszkodzi, ale ja ciągle czekam na Alkeję! I bardzo ciekawa jestem, jak zginęła matka trojaczków <3
OdpowiedzUsuńIch wejście do krainy planuje w dziewiątym rozdziale :)
OdpowiedzUsuń