poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział III i IV


W tym poście wyjątkowo dwa rozdziały ponieważ jeden jest strasznie krótki. Dziękuje za wszystkie komentarze :)
Naomi
   Obudziłam się ale jeszcze nie otwierałam oczu. Chciałam jeszcze chwilę wyobrazić sobie że leżę w swoim łóżku. A jednak nie, na policzku wyczułam zimną szybę a na kolanach leżała moja torebka. Wciąż nie otwierając oczów założyłam za ucho włosy które opadły mi na twarz. O moją nogę opierał się plecak Elizabeth, natychmiast lekko go odepchnęłam.
   Otworzyłam oczy. Za moim oknem było widać jeszcze ciemne niebo. Obróciłam głowę, z okien po drugiej stronie niebo było pomarańczowe co oznaczało że wschodzi słońce. Lizzy i Ben jeszcze spali, wyprostowałam się poprawiając bluzkę. Wystarczyło kilkanaście minut a całe niebo pokryło się błękitem. Ponownie oparłam się o szybę zamykając oczy, ponownie zaspałam ale tylko na chwilę. Zbudził mnie dopiero ponowny dźwięk z głośników.
-Zbliżamy się do Charlotte.
   Ten głos również obudził Bena i Elizabeth. Samolot zdecydowanie zaczął pochylać się w dół. Nie lubiłam uczucia lądowania i wystartowania. Przez całą drogę czułam się tak jakby cały czas staliśmy na pasie startowym ale teraz znowu zakręciło mi się w głowie. Elizabeth od razu zaczęła gadać z Benem dopiero gdy mogliśmy wyjść przestali.
   Przy wyjściu czekał na nas tato. Nie zapytał się o nic tylko od razu powiedział.
-Musimy iść po jakąś taksówkę.
   Charlotte było dużym miastem, ale nie tak jak Nowy York. Było tam kilka Mc’Donnaldów, domy handlowe, wielkie sklepy, wieżowce. Czy tu mamy spędzić wakacje. Dotarliśmy do parkingu taksówek, był mały problem bo żaden z nich nie chciał jechać z wielkim psem. Po zapytaniu kilku kierowców o zgodę tylko jeden się zgodził z trudem zmieściliśmy trzy walizki i Borysa do bagażnika. Pies wystawiał pysk do tylnych siedzeń.
   Nie usłyszałam gdzie tato kazał nas zawieść ale okazało się że dojechaliśmy na dworzec. Czyli jednak nie tu mamy spędzić wakacje? Powoli pozbierałam wszystkie rzeczy do kupy. Skoro tam gdzie jedziemy nie da się dotrzeć samolotem to z pewnością jest to o wiele mniejsze miasto.
   Mojemu tacie jakoś udało się przekonać konduktora żeby Borys jechał z nim w przedziale. Szczerze nie podobało mi się. Wybraliśmy sześcioosobowy przedział tylko dla siebie. Pożyczyliśmy laptop taty żeby pooglądać film, oczywiście Ben i Elizabeth wybrali jakieś science fiction na które nie zwracałam uwagi tylko ponownie oparłam się o szybę oglądając widoki. Teren był płaski więc dostrzegłam ocean. Jechaliśmy około trzy godziny, akurat kiedy mieliśmy wysiąść skończył się film. Z tego co zobaczyłam za oknem byliśmy w małym miasteczku nad morzem. Może właśnie tu mieliśmy spędzić wakacje.
   Wyszliśmy na dworzec kolejowy, przy wyjściu dostrzegłam tabliczkę z napisem ,,Witajcie w Pawleys Island*”.
-Tu będziemy mieli wakacje?- zapytała Lizzy.
   Znowu nic nie odpowiedział tylko prowadził nas przez miasteczko. Szliśmy przez dobre pół godzinny. Ben cały czas coś szeptał do Elizabeth. Już dawno wyszliśmy z centrum miasta, zatrzymaliśmy się dopiero przy domkach jednorodzinnych które stały w równym rządzie na plaży. Toto rozglądnął się i ruszył w stronę czarnego Jeepa. Dopiero po chwili zobaczyłam że na trawie siedzi dziewczyna a w otwartych drzwiach samochodów widać było kobietę. Podeszliśmy jeszcze bliżej. Obydwie miały takie same blond loki, jasne, zielone oczy i opaloną cerę. Bez wątpienia była to matka i córka. Dziewczyna była szczupła i wysoka, wyglądała na szesnastolatkę.
   Kobieta natychmiast wstała i poszła w naszą stronę podając rękę.



Benjamin
  Kobieta wyszła z auta i podeszła do nas wyciągając rękę.
-Samantcha Jaffey- przestawiła się uśmiechając się a w jej policzkach pojawiły się dołeczki.
   Każdemu z nas uścisnęła rękę.
-To jest Ben, Lizzy i Naomi- przedstawił nas po kolei ojciec.
-Miło poznać- powiedziała.
   Nie wiedziałem po co mamy rozmawiać z tą kobietą, może była właścicielką jakiegoś pensjonatu w którym mieliśmy zamieszkać.
-Daisy- powiedziała dziewczyna ściskając mi rękę.
-Ben- uśmiechnęła się do mnie a w jej policzkach pojawiły się takie same dołeczki.
-Naomi, wyglądasz identycznie jak swoja matka, gdybym nie wiedziała że jesteś córką Percy’ego wcale bym nie przypuszczała że między wami jest jakieś pokrewieństwo- mówiła zatrzymując się przy mojej siostrze.
   Czyli znała naszą matkę? Teraz to całkiem nic nie składa mi się do kupy.
-Zostaniecie u Samantchy przez tydzień- wytłumaczył nam ojciec.
   Zamrugałem kilka razy, mamy mieszkać u nieznajomej kobiety! I na tym polegają nasze wakacje? Nie wiem jaki był w tym sens, bo żadnego nie widziałem.
-Macie byś grzeczni- powiedział.
-To ty nie jedziesz?- zapytałem.
   Pokiwał głową po czym kontynuował:
-Macie się słuchać Samantchy i Lucy. Szczególnie mówię do ciebie Lizzy. Będziecie tu przez pięć dni a potem… - popatrzył na kobietę i znowu na nas.- …gdzieś indziej.
   No super! Kolejna tajemnica! Dlaczego nie mogliśmy siedzieć normalnie w domu? Czy zapytał nas się o zdanie że mieliśmy jechać do jakiejś baby?
-Musicie na siebie uważać, żeby nic wam się stało.
-Tato nie jesteśmy dziećmi- mruknęła Elizabeth.
-Przecież wiem. Trzymajcie się- powiedział i ruszył z powrotem do dworca.
   No nie! Zostaliśmy sami i to z jakąś kobietą którą widzieliśmy pierwszy raz w życiu.
-Jak się wabi?- zapytała Daisy Lizzy głaskając pysk bernardyna.
-Borys- odpowiedziała.
-Będzie jechać w bagażniku- powiedziała Samantcha- Zgodzicie się?
   Samantcha poleciła mi żebym usiadła z przodu a dziewczyny z tyłu. Nie jechaliśmy drogą a Jeep przesuwał się po pustej plaży. Przez pierwsze pięć minut prawie się nie odzywaliśmy. Dopiero Daisy to zmieniła.
-Myślałam że będziecie bardziej gadatliwi.
   Ja też myślałem że lecimy do Grecji a nie do jakiejś Samantchy i jej wkurzającej córki!
-Zobaczycie że nasz dom jest wspaniały. Z jednej strony jest morze a z drugiej rozciąga się las. Mamy też małe pole truskawek i malin, kilka drzew jabłonki- mówiła Daisy- Mama jeździ ze mną na rynek, ludzie często u niej kupują bo sądzą że jej zbiory są najlepszymi jakie widzieli.
-W tym widzę najwięcej twojej zasługi- powiedziała do córki puszczając jej oczko.
   Łańcuch domów na plaży skończył się a ja zjednej strony widziałem nas a z drugiej morze.
-Jeszcze zapomniałam powiedzieć że jutro przyjeżdża mój kuzyn Mark- kontynuowała swoją gadkę.- Nie jest moim kuzynem ale zawsze tak uważam a do jego mamy mówię ,,ciociu”. Ben, słyszałam że jesteś dobry w pływaniu.
   Na chwilę zapanowała cisza dopóki:
-Trochę- powiedziałem.
-Czyli pewnie lubisz wodę?- zapytała Daisy ale nie dała mi czasu na odpowiedź.- Nasze morze jest ciepłe więc będziesz mógł popływać. Jutro wieczorem palujemy zrobić ognisko, muszę wam powiedzieć naprawdę wspaniałą historię, ale to dopiero jutro. Mamy dwa pokoje gościnne, w którym są po dwa łóżka. Jeden pokój zajmiesz ty i Mark a drugi Lizzy i Naomi- powiedziała do dziewczyn.- Zapomniałam was się zapytać. Jak jest w Nowym York’u?
-No jest tam dużo wieżowców, my nie mieszkamy blisko centrum więc możemy mieć dom jednorodzinny- tłumaczyła Lizzy.- Ale ogólnie tam się nie da nudzić.
-Nowy York to pewnie szare miasto. Ja tam nigdy nie przeniosłabym się stąd do waszego miasta.
   Głowa mnie już boli od tej paplaniny. Czy ona robi coś oprócz gadania, jechaliśmy tu już pół godzinny i dopiero teraz zauważyłem biały dom wśród drzew. Jechaliśmy w jego stronę, miał zielone okiennice, drzwi i dach. Obok stało kilka jabłonek, zdziwiłem się trochę bo miało już piękne, czerwone owoce. Zatrzymaliśmy się przy nim, gdy tylko otworzono bagażnik jak strzała wyskoczył z niego Borys biegając wokoło auta. Wzięliśmy soje walizki, trochę ciężko było je ciągnąć po piachu.
   Znaleźliśmy się w przytulnym saloniku z żółtymi ścianami. Po środku stała wytarta kanapa i fotel. Klosz żyrandola wykonany był z muszelek a przy ścianach stały jasne meble.
   Nie zdążyłem się za dobrze rozejrzeć jak do pokoju wpadł niski człowiek z jasną broda przeplataną siwymi włoskami. Miał wymyślną fioletową koszulę, ten facet miał na pewno kompleks wzrostu bo był jakieś półtora głowy ode mnie niższy. Uśmiechnął się szeroko i na krótkich nóżkach podreptał w naszą stronę.
-Wła… znaczy się jak miło was w końcu widzieć- powiedział piskliwym głosem ściskając po kolei rękę Naomi, Lizzy i moją.- Nazywam się Bertus. Stryj Samantchy.
   Ktoś bardzo skrzywdził tego człowieka takim imieniem. Ale po co my tu jesteśmy? Po co musimy być na wakacjach z tymi ludźmi?
-Może zaprowadzę was do waszych pokoi?- zapytała Daisy obdarzając nas promiennym uśmiechem.
   Skinąłem głową, a ona poprowadziła nas drewnianymi schodami na piętro. Jeszcze ostatni raz rzuciłem podejrzliwe spojrzenie na Bertusa.
   Daisy pokazała mi najbliższe drzwi schodów. Z trudem otworzyłem je trzymając pod pachą akwarium i ciągnąc walizkę. Naprzeciwko drzwi było okno które miało idealny widok na morze. Pod ścianami stały takie same, jednoosobowe okna. Meble były umieszczone symetrycznie, przy łóżkach takie same szafki nocne, obok, pod ścianą niewielkie szafy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to sposób jaki były pomalowane ściany. Wydawało się że ktoś pomalował je na niebiesko a potem byle jak poplamił je innymi odcieniami błękitu i granatu, co bardzo mi się spodobało.
   Otworzyłem na oścież okno wdychając świeże powietrze napływające znad fali morskich. Oparłem brodę o parapet wpatrując się w horyzont. Długo trwało zanim zorientowałem się że walizka i akwarium dalej stoją na środku pokoju.
  Zajrzałem do walizki i wziąłem do rąk jedną z koszul mając zamiar położyć ją do szafy. W porę się pohamowałem wiedząc że będę tu tylko pięć dni. Schowałem ją w powrotem i wsunąłem pod łóżko walizkę. Akwarium umiejętnie położyłem na szafce nocnej i jeszcze raz zerknąłem czy z Bertą wszystko w porządku.
   Znów popatrzyłem przez okno, tym razem wychyliłem się dostrzegając koronę jabłonki. Pomiędzy listkami widać było burzę złotych loków zbierających jabłka. Może i Daisy była dziwna ale też bardzo ładna.
   Kiedy tylko odszedłem od okna do pokoju wpadła Lizzy. Omiotła pomieszczenie spojrzeniem i szybko powiedziała:
-Wiesz o co tu chodzi?
   Pokręciłem głową.
-A ja chyba tak- oznajmiła siadając na niezajęte przeze mnie łóżko.- Nie sądzisz że ta cała Samantcha to dziewczyna naszego ojca?
   Zakrztusiłem się własną śliną po czym wydyszałam:
-On i nowa żona? Zwariowałaś?
-Naomi wpadła na ten pomysł. Wiem że powiem coś dziwnego ale to pierwsza rzecz z którą się zgadzam.
-Ty słuchaj jej częściej to się wszystkiego dowiesz- westchnąłem.-Gdyby była to jego dziewczyna pojechałby tu z nami. Nie sądzisz?
-Mistrz logicznego myślenia się znalazł. A tak swoją drogą mamy większy pokój od was.
-Od nas?- zdziwiłem się.
-Przecież Daisy mówiła że przyjedzie jeszcze jej kuzyn.
-A ty już z nią na TY jesteście?
-Dlaczego nie, jest fajna. Przy najmniej mam z nią pogadać na temat…
-Lizzy no! Przecież wiesz że John…
-John jest tylko moim przyjacielem i po raz kolejny nie próbuj mnie z nim swatać.
-I tak wiem swoje.
-Jak tylko wrócimy do domu to zeswatam cię z…- tu umilkła- No z kimś!
-Teraz masz problem bo kumplujesz się z samymi chłopkami. Nie licząc Rose, bo ona jest już zajęta.
-Wiem!- krzyknęła.- Daisy.
-Że co?! Ona jest jakaś… dziwna- ostatnie słowo powiedział szeptem.
-Podobno kocha się za nic- powiedziała z kpiącym uśmieszkiem kierując się do drzwi.

-Lizzy no! Nawet nie próbuj!- krzyknął za nią ale ona już wyszła z pokoju.

4 komentarze:

  1. Nie lubię słodzić, wole mówić i pisać ludziom wprost co myślę na pewno nie robię tego złośliwie, żeby nie było. ;) Pomysł na opowiadanie bardzo mi się podoba, zdarzają się jednak błędy przede wszystkim interpunkcyjne dlatego, jeśli nie jesteś pewna czy powinnaś dać przecinek to polecam tą stronę - http://www.przecinki.pl/ może nie jest jakąś wielką skarbnicą wiedzy, ale na początek przydatna. W poprzednim rozdziale użyłaś słowa "Glawiator", czy to zamierzony błąd w wymawianej przez Lizzy odpowiedzi? Jeśli tak, to przepraszam, że się tego czepiam. ;) Życzę weny i czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za takie opóźnienie w komentarzach ;)
    Widzę w Daisy bratnią duszę, gdybyśmy się spotkały obie zagadałybyśmy się nawzajem na śmierć xD Też mi się buzia nie zamyka i nawijam o czym popadnie :D Ben przesadza, nutki tajemnicy podczas wakacji nigdy nie zaszkodzi, nie? ;D Przynajmniej nie będą się nudzić ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział ;D. Podoba mi się pomysł Lizzy z tym swataniem Ben'a z Daisy ^^. Lubię historie miłośne, które są zarówno proste, jak i zagmatwane <3. Ucieszyłabym się, gdyby byli razem. Podoba mi się też pomysł z tym Mark'iem. Gdy wyobrażam sobie "mój" obraz tego opowiadania, to z pewnością Ben byłby z Daisy, Naomi z Mark'iem, a Lizzy z Josh'em ;D. Tak wiem, jestem zwariowana, no ale cóż, ja bym tak to poprowadziła. Jednak jestem bardzo ciekawa na jaki pomysł ty wpadłaś ;D, Już nie mogę się doczekać! <3 Trochę tajemnic jednak nie zaszkodzi, ale ja ciągle czekam na Alkeję! I bardzo ciekawa jestem, jak zginęła matka trojaczków <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ich wejście do krainy planuje w dziewiątym rozdziale :)

    OdpowiedzUsuń