Elizabeth
Przeskakując po swa schody znalazłam się w
salonie, jedne z drzwi było otwarte na oścież. Cały dom ogarnął wspaniały
zapach cynamonu i ciasta drożdżowego. Zajrzałam do nie zamkniętego
pomieszczenia, była to kuchnia. Przy kuchence stała Samantcha mieszając w
garnkach jakby miała kilkanaście rąk, Daisy siedziała na krześle obierając
jabłka.
-Pamiętaj
że dla mnie bez cynamonu- mówił Bertus po czym kichnął potężnie.
-Zostaw
już to i idź lepiej się przewietrzyć bo ci się jeszcze coś stanie- powiedziała
Samantcha dzieląc na kawałki kurczaka.
Niski człowieczek odłożył nożyk oraz jabłko
na stół i wyszedł z kuchni kichając kilka razy.
-Może
w czymś pomóc?- zapytałam.
-Tak…tak…-
Samantcha otrzepała fartuch z mąki i podała mi wielką miskę z surowym,
czekoladowym ciastem- Trzeba to dokładniej wymieszać.
Przyznam szczerze że jeszcze nigdy nic nie
gotowałam, nie licząc spagethi i frytek
które jedliśmy prawie codziennie, jak na razie w naszej rodzinnie nie ma
żadnego dobrego kucharza. W kuchni przez chwile zapanowała cisza dopóki się nie
odezwałam:
-Proszę
pani…
-Mów
do mnie Samantcho- poprawiła mnie.
-Dlaczego
przywiózł tu nasz tata?- zapytałam odkładając miskę z wymieszaną masą na blat.
Daisy nagle zajęła się widokami za oknem a
Samantcha przerwała na chwilę pracę.
-Trudno
mi to wszystko wyjaśnić, obiecuję że jutro się dowiesz- powiedziała spokojnie.
-Dlaczego
nam nie powiecie?
-Bądź
cierpliwa, Elizabeth, a potem wszystkiego się dowiesz, jeśli wasz ojciec was tu
przywiózł to miał do tego powód.
-Ja
po prostu lubię o wszystkim wiedzieć- powiedziałam, zazwyczaj mówiłam ludziom
to co myślę nawet jeśli był to ktoś dorosły.
-Też
bym była zła na twoim miejscu, wytrzymaj do jutra wieczór i wszystkiego się
dowiesz, do tego potrzebna jest jeszcze jedna osoba.
-Nie
rozumiem.
-Zostawcie
już to - powiedziała zajmując się natychmiast gotowaniem.- Może idźcie na
plaże.
Daisy ochoczo wyszła z kuchni pozostawiając
swoje zajęcie, ja po chwili namysłu zrobiłam to samo. Nie skierowała się na
plaże tylko do ,,mojego” pokoju. Meble były ułożone w ten sam sposób co u Bena,
był trochę większy a ściany pomalowane na jasny zieleń. Naomi siedziała na
łóżku z otwartą książką. Czy ona robi coś oprócz czytania? Wyszłam pod
pretekstem zabrania telefonu.
No cóż pozostało mi tylko iść na plaże,
wolno zeszłam po schodach patrząc bez przerwy na czubki swoich trampek.
Przeszłam przez salon i popchnęłam drzwi wyjściowe. Zauważyłam tylko Borysa
który miał już mokrą sierść całą oblepioną piaskiem. Gorsza świnia niż Ben,
uśmiechnęłam się lekko siadając na schodku werandy.
Odblokowałam telefon, jednak słońce
umożliwiało mi zobaczenie na ekraniku cokolwiek. Przyłożyłam go blisko do
twarzy przysłaniając ręką szybkę. No super! Nie ma zasięgu! Z złości rzuciłam
go na piasek, szybko tego pożałowałam, bo przez kolejne dziesięć minut zajęłam
się jego czyszczeniem.
-Hej-
mruknęła Daisy przechodząc obok mnie z miską malin.
-Daisy,
stój!- zatrzymałam ją przy drzwiach.- Ty wiesz dlaczego tu jesteśmy.
Złotowłosa
popatrzyła na mnie a potem spuściła wzrok.
-Nie-
powiedziała cicho, prawie niedosłyszalnie.
-Wiem
że wiesz- powiedziałam pewnie.
-Nie-
powtórzyła nie podnosząc wzroku.
-Proszę,
powiedz mi.
-Obiecałam
że nie powiem wam, to jutra musicie poczekać- wytłumaczyła- Moja mama mówiła że
do tego potrzebna jest jeszcze jedna osoba.
Nie pozwoliła mi nic powiedzieć i weszła
szybko do domu.
No, to teraz i my czekamy ;) Strzelam, że to ma coś związek z sytuacją opisaną w Prologu. Jeśli tak, to ja już zacieram łapki i idę szykować wałówkę na kolejne rozdziały ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)
Ciekawie napisane, czekam, aż wreszcie odkryją swoje przeznaczeni, boże jak to wciąga! Chce więcej, ale już niedługo, będę musiała systematycznie czekać :C. Zycie nie jest fer. No cóż, super piszesz, pozdrawiam i życzę weny, dzięki której szybko ukażą się tutaj nowe rozdziały ;D
OdpowiedzUsuń