czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział V

Elizabeth
   Przeskakując po swa schody znalazłam się w salonie, jedne z drzwi było otwarte na oścież. Cały dom ogarnął wspaniały zapach cynamonu i ciasta drożdżowego. Zajrzałam do nie zamkniętego pomieszczenia, była to kuchnia. Przy kuchence stała Samantcha mieszając w garnkach jakby miała kilkanaście rąk, Daisy siedziała na krześle obierając jabłka.
-Pamiętaj że dla mnie bez cynamonu- mówił Bertus po czym kichnął potężnie.
-Zostaw już to i idź lepiej się przewietrzyć bo ci się jeszcze coś stanie- powiedziała Samantcha dzieląc na kawałki kurczaka.
   Niski człowieczek odłożył nożyk oraz jabłko na stół i wyszedł z kuchni kichając kilka razy.
-Może w czymś pomóc?- zapytałam.
-Tak…tak…- Samantcha otrzepała fartuch z mąki i podała mi wielką miskę z surowym, czekoladowym ciastem- Trzeba to dokładniej wymieszać.
   Przyznam szczerze że jeszcze nigdy nic nie gotowałam,  nie licząc spagethi i frytek które jedliśmy prawie codziennie, jak na razie w naszej rodzinnie nie ma żadnego dobrego kucharza. W kuchni przez chwile zapanowała cisza dopóki się nie odezwałam:
-Proszę pani…
-Mów do mnie Samantcho- poprawiła mnie.
-Dlaczego przywiózł tu nasz tata?- zapytałam odkładając miskę z wymieszaną masą na blat.
   Daisy nagle zajęła się widokami za oknem a Samantcha przerwała na chwilę pracę.
-Trudno mi to wszystko wyjaśnić, obiecuję że jutro się dowiesz- powiedziała spokojnie.
-Dlaczego nam nie powiecie?
-Bądź cierpliwa, Elizabeth, a potem wszystkiego się dowiesz, jeśli wasz ojciec was tu przywiózł to miał do tego powód.
-Ja po prostu lubię o wszystkim wiedzieć- powiedziałam, zazwyczaj mówiłam ludziom to co myślę nawet jeśli był to ktoś dorosły.
-Też bym była zła na twoim miejscu, wytrzymaj do jutra wieczór i wszystkiego się dowiesz, do tego potrzebna jest jeszcze jedna osoba.
-Nie rozumiem.
-Zostawcie już to - powiedziała zajmując się natychmiast gotowaniem.- Może idźcie na plaże.
   Daisy ochoczo wyszła z kuchni pozostawiając swoje zajęcie, ja po chwili namysłu zrobiłam to samo. Nie skierowała się na plaże tylko do ,,mojego” pokoju. Meble były ułożone w ten sam sposób co u Bena, był trochę większy a ściany pomalowane na jasny zieleń. Naomi siedziała na łóżku z otwartą książką. Czy ona robi coś oprócz czytania? Wyszłam pod pretekstem zabrania telefonu.
   No cóż pozostało mi tylko iść na plaże, wolno zeszłam po schodach patrząc bez przerwy na czubki swoich trampek. Przeszłam przez salon i popchnęłam drzwi wyjściowe. Zauważyłam tylko Borysa który miał już mokrą sierść całą oblepioną piaskiem. Gorsza świnia niż Ben, uśmiechnęłam się lekko siadając na schodku werandy.
   Odblokowałam telefon, jednak słońce umożliwiało mi zobaczenie na ekraniku cokolwiek. Przyłożyłam go blisko do twarzy przysłaniając ręką szybkę. No super! Nie ma zasięgu! Z złości rzuciłam go na piasek, szybko tego pożałowałam, bo przez kolejne dziesięć minut zajęłam się jego czyszczeniem.
-Hej- mruknęła Daisy przechodząc obok mnie z miską malin.
-Daisy, stój!- zatrzymałam ją przy drzwiach.- Ty wiesz dlaczego tu jesteśmy.
    Złotowłosa popatrzyła na mnie a potem spuściła wzrok.
-Nie- powiedziała cicho, prawie niedosłyszalnie.
-Wiem że wiesz- powiedziałam pewnie.
-Nie- powtórzyła nie podnosząc wzroku.
-Proszę, powiedz mi.
-Obiecałam że nie powiem wam, to jutra musicie poczekać- wytłumaczyła- Moja mama mówiła że do tego potrzebna jest jeszcze jedna osoba.

   Nie pozwoliła mi nic powiedzieć i weszła szybko do domu.

2 komentarze:

  1. No, to teraz i my czekamy ;) Strzelam, że to ma coś związek z sytuacją opisaną w Prologu. Jeśli tak, to ja już zacieram łapki i idę szykować wałówkę na kolejne rozdziały ^^
    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie napisane, czekam, aż wreszcie odkryją swoje przeznaczeni, boże jak to wciąga! Chce więcej, ale już niedługo, będę musiała systematycznie czekać :C. Zycie nie jest fer. No cóż, super piszesz, pozdrawiam i życzę weny, dzięki której szybko ukażą się tutaj nowe rozdziały ;D

    OdpowiedzUsuń