piątek, 2 maja 2014

Rozdział X

Chyba najdłuższy rozdział który napisałam, dziękuje za 1300 wyświetleń :P   
Elizabeth
   Upadłam na ziemię i rozpłaszczyłam się na brzuchu, mój policzek oparty był o coś zimnego. Otworzyłam oczy, leżałam na jasnym marmurze. Gdzieś nad mną usłyszałam wiwat dziesiątki osób który szybko ucichł. Podniosłam się z pomocą rąk, prawie krzyknęłam gdy zobaczyłam co jest przed mną- wielka ludzka noga. Podniosłam wzrok i zobaczyłam twarz Bertusa, cztery razy większą od mojej.
-Bertus?- wyjąkałam.
-Co? Teraz już nie jestem taki niski?- zapytał z uśmiechem.
   Wielki kawał materiału który wziął z sobż okazał się jego spodniami. Strzępki koszuli w której był na strychu leżały rozerwane na jego ramionach. Stał wyprostowany a jego głowa zahaczała o biały sufit z jakimiś dziwnymi znakami. Teraz nie był niskim facetem, miał z pięć metrów wzrostu. Był olbrzymem.
   Rozejżałam się po pokoju, zobaczyła jeszcze z kilkanaście postaci. Nie byli to ludzie, dwójka z nich miała brązowe, ptasie skrzydła a reszta koński lub koźli zad. Dostrzegłam też kogoś w błękitnej pelerynie której kaptur zasłaniał twarz, wszyscy równocześnie złożyli pokłon w naszą stronę. Wszyscy byli ubrani w napierśniki, spodnie, skórzane buty, niektóre kobiety w białe koszule z prostymi spódnicami do ziemi. Za mną stał Ben, Mark, Daisy i Naomi, tak samo nie wiedzieli co mają robić.
-Władcy powrócili!- ryknął Bertus.
-Chwała żywiołom!- powtórzyli chórem.
-To jest Etna i Wezuwiusz, centaury-pokazał na kobietę i mężczyznę którzy od pasa w dół byli końmi.
-Chwał...ła żywiołom- pozdrowiła nas jasnowłosa centaur zwana Etną z łzami szczęścia w oczach.- To dla mnie zaszczyt.
-Chwała żywiołom- powtórzył Wezuwiusz, byli zapewne z Etną małżeństwem.- Powróciliście w końcu, czekaliśmy piętnaście lat.
-Przez piętnaście lat czekaliście tak na nas?- zapytała Naomi.
-Tak- odpowiedziała za nich Daisy- Wy jesteście małżeństwem? Mama mi mówiła że szykowaliście do ślubu kiedy opuszczała Alkeje.
   Etna zarumieniła się i powiedziała:
-Wasze matki były wspaniałymi władczyniami, bądźcie tacy sami, może i lepszymi.
   Przeszliśmy dalej zatrzymując się przy tajemniczej osobie w błękitnej pelerynie. Zrzuciła kaptur, spodziewał się kogoś z wielkimi ślepiami, pokrytymi łuskami a to była dziewczyna. Nie była zwykła, urodą nie dorównywały jej żadne amerykańskie gwiazdy. Wysokie kości policzkowe, gładka, lśniąca cera, zgrabny nosek, pełne usta. Jedyne dziwne elementy jej wyglądu to purpurowe oczy w których tańczyły radosne chochliki i włosy, których każdy kosmyk był innego koloru tęczy, wyglądała na około dwadzieścia lat.
-Cieszę się że wróciliście- powiedziała dygając.- Brakowało nam żywiołów.
-Jak się nazywasz?- zapytali równocześnie Ben i Mark po czym obydwaj się zarumienili.
   Parsknęłam śmiechem, dziewczyna też ale po kilku sekundach powiedziała:
-Blue.
-Bertusie, nie ma czasu na przedstawianie się radzie-powiedział jeden, stary centaur.-Wszyscy jak co roku czekają pod bramą.
-Idźcie bez mnie, trochę czasu mi zejdzie wyjście- poradził Bertus.
   Wszyscy skierowali się wnęki w podłodze w której były schody, szły spiralą przez kilka pomieszczeń, wywnioskowałam że jesteśmy w jakiejś wieży. Miałam mało czasu żeby przyjrzeć się wszystkim pomieszczeniom. Pierwsze dwa to były pokoje z ciemnymi drzwiami, potem o wiele większe pomieszczenie naładowane bronią, kuchnia, ciemny, okrągły pokój z stołem i z dużą ilością drzwi. Ostanie miejsce było chyba największe, i najpiękniejsze. Miało kształt kwiata z pięcioma płatkami, w środkowej części postawiono białe kolumny. Sufit i podłoga wykonane były z białego marmuru a z góry wisiał kryształowy żyrandol. Pięć pozostałych pomieszczeń, nazwanych przez mnie ,,płatkami kwiatu'' miało wielki klosz wykonany z innego koloru szkła. Były chyba dwa razy szersze niż teraźniejszy Berus. Przeszliśmy przez całą jego długość aż do wielkich drzwi, przed którymi nas zatrzymali.
   Najstarszy centaur który odezwał się do Berusa wyszedł. Podglądnęłam przez szparę w drzwiach, były tam tłumy osób, centaury, ludzie z skrzydłami ptaków lub nogami kozła, olbrzymy. Daisy pewnie zrobiła to samo bo powiedziała:
-Mama mówiła prawdę że jest ich aż tyle.
   Mark, Naomi i Ben podeszli do drzwi i też próbowali coś zobaczyć.
-Ludu Alkeji!- mówił centaur, z pewnością użyli jakiegoś urządzenia podgłaśniającego.- Jest to szesnasty rok. Nasi władcy już dawno osiągnęli dorosłość. I... powinni tu być.
   Rozległ się jęk zawodu z ust setek osób.
-Dlatego też tu są!
   Cisza. Nikt się nie odezwa, może nie wiedzieli czy to żart, czy prawda. Blue otworzyła jedno skrzydło drzwi a Etna drugie. Ktoś delikatnie wypchał mnie w stronę wyjścia. Przymknełam oczy gdy słońce poraziło mnie prosto w twarz. Tłum wydał z siebie okrzyk, wszyscy krzyczeli.
-Następcy królowej Samantchy- kontynuował centaur a tłum znów ryknął.-... Lucy- krzyki-... i Lawendy.
   Wszyscy umilkli i zgodnie powiedzieli:
-Pamięć królowej Lawendzie! Chwała żywiołom!
-Złodziejka dowie się o ich powrocie! Zwracam się szczególnie do przyszłych nowincjuszy drugiego etapu! Do was należy decyzja która będzie szanowana!
-Chodźcie- szepnęła Blue.
   Wróciliśmy się do środka, cały czas patrzyłam nad ramieniem na wiwatujący tłum. Dlaczego się cieszą? Przecież nic dla nich nie zrobiłam.
-To tyle?- zapytał Ben.
-To dopiero początek- odpowiedział z uśmiechem Wezuwiusz.
-Jestem Barbeus- powiedział najstarszy centur.- Można powiedzieć  że to ja głównie próbowałem spełniać wasze obowiązki.Blue pomożesz Miramindzie. Wulfryku weź kogoś do olbrzymów po trunek a ty, Untilu idź przypilnować dzieci z pierwszego etapu do ceremonii przejścia.
   Miraminda okazała się kobietą z jastrzębimi skrzydłami razem poprowadziły nas do góry. Obliczyłam że przeszłyśmy sześć poziomów i znaleźliśmy się w okrągłym pokoju z pięcioma ilościami drzwi. Blue popchała jedne z nich a chłopcy z Miramindą weszli do innych.
   Weszliśmy do wielkiej komnaty sypialnej, było tam wielkie łóżko z czerwonymi kotarami, szafa z ciemnego drewna, stolik z miękką kanapą, parawan. Prawię wszystko w tym pokoju było czerwone lub pomarańczowe a meble elegancko wyrzeźbione.
-To pokój władcy ognia- oznajmiła Blue.- Kto z was nim jest?
-Nie wiemy- szepnęła Naomi rozglądając się po pomieszczeniu.
-Tego trochę się spodziewałam- podeszła do szafy i otworzyła ją na oścież, było w niej tylko trzy wieszaki z ubraniami.- Wiedzieliśmy tylko tyle że córka królowej Samantchy ma żywioł natury a syn królowej Lucy lodu.
-A czy to ma jakieś znaczenie?- spytała Daisy.
-W obecnej sytuacji niewielkie, ale  Miraminda uszyła w odpowiednich kolorach suknie do danego żywiołu- wyciągnęła jedyne z szafy sukienki i rozłożyła je na łóżku.
   Były długie do kostek w trzech kolorach- czerwona, soczyście zielona i biała z złotymi elementami. 
-Proszę to dla ciebie, władczynio- podała Daisy zieloną suknie.
-Może przejdziemy na ty?- zapytała Naomi ale bardziej zabrzmiało to jak stwierdzenie.- Daisy, Lizzy i Naomi.- mówiąc to po kolei wskazywała na nas.
-Dobrze- powiedziała. -Naomi, Miraminda powiedziała że chłopcom uszyję stroje żywiołu lodu i wody, niebieski i granatowy to bardziej męskie kolory niż te.
-Naomi myślę że tobie lepiej będzie w czerwonym, masz jasną karnację a w białym będziesz wyglądać źle.- podała jej czerwoną suknię.
-Przepraszam, Blue. Nie chce by to zabrzmiało źle- mówiłam ostrożnie.- Ale kim ty jesteś? Chodzi mi czy jesteś człowiekiem?
-Oczywiście że nie jestem człowiekiem- powiedziała Blue.- Jestem Avemelą...
-...ktoś kto posiada ptasie skrzydła- dokończyła za nią Daisy.- Peleryna ich zmyliła.
-A ci ludzie z nogami kozła?- zapytałam.
-To satyry.- wyjaśniła Daisy.
-Daisy idź się przebrać- pogoniła ja Blue.
   Daisy poszła za parawan a Blue dała mi białą sukienkę. 
-Czyli jest tu jakaś rada?- zapytała Naomi rozsiadając się na kanapie.
-Tak, zazwyczaj wybiera się do niej najlepszych z danej dziedziny, łuczników, wojowników, najmądrzejszych...- wytłumaczyła Blue.
-Ty też jesteś w radzie?-spytałam.
-Ja? Tak, ale można powiedzieć że jestem członkiem który tylko ma być, nic więcej.
-Członkiem się nie jest po to by ,,tylko być''- odezwała się Daisy za parawanu.- Jest się nim po to by nie dopuścić do kłótni między różnymi dziedzinami, rzemieślnikami, wojownikami,łucznikami.
-Nie licząc mojego przypadku i kilku innych. Czym na przykład różnią się wojownicy, nożownicy czy łucznicy? Tylko bronią- westchnęła Blue.
-Nie dam rady tego zawiązać- powiedziała Daisy wychodząc zza parawanu próbując sięgnąć ręką to pleców.
   Sukienka była na grubych szelkach prawie cała pokryta tiulem, w pasie zawiązana była gruba wstęga z kokardą z tyłu. Dół był rozszerzany i pokryty do połowy tiulem. Sukienka była bardzo delikatna i dziewczęca a Daisy wyglądała w niej uroczo. Blue zawiązała jej z tyłu sukienkę.
-Wydaje mi się że jest za szeroka w pasie- powiedziała Blue.
-Ale tylko trochę, kto je szył?- zapytała Daisy.
-Miraminda, ja szyłam koszule i spodnie dla  chłopców. Jeszcze u Miramindy w pracowni jest pełno ubrań dla was.
   Ja poszłam się przebrać przed Naomi, suknia była taka sama jak Daisy tylko że biała z złotą wstęgą a suknia Naomi w odcieniach czerwonego. Blue zaplotła mi francuza do połowy głowy resztę włosów zostawiając rozpuszczonych. Loki Daisy była na tyle śliczne że wystarczyło je nieco rozczesać, Naomi miała taka samą fryzurę jak ja. Trochę czasu zajęła nam skrócenią szelek u mojej siostry.
   Wyszliśmy z pokoju, Ben, Mark i Miraminda czekali na nas przed drzwiami.Mój brat próbował stać jak najdalej od nich.
-Wow, wyglądacie ślicznie- skomentował Mark.
-Ty też całkiem elegancko- powiedziałam z uśmieszkiem klepiąc go po plecach.
   Miał na sobie białą koszulę, błękitną marynarkę wyglądającą jak te które nosili w Francji w osiemnastym wieku i nieco ciemniejsze spodnie z czarnymi butami pod kolano. Ben był ubrany tak samo, tylko że w ciemniejszych odcieniach- błękitna koszula, granatowa marynarka i spodnie. Miraminda dała mi, Daisy i Naomi peleryny w granatowym odcieniu.
-Plan jest taki- powiedziała kobieta przygładzając mi zmarszkę na pelerynie.- Wszyscy zgromadzeni już dawno powinni być do swoich codziennych zajęć, mamy kupę czasu aby oprowadzić was po krainie. Najważniejsze miejsca, kuźnię, centrum trenigów wszystkich etapów i jeszcze kilka miejsc.
   Zeszliśmy ponownie na sam dół, pokonałam tyle schodów ze złapała mnie zadyszka. Przed wejściem nie było nikogo prócz potężnie zbudowanego satyra. Wokół rozciągały się równiny chociaż po lewej stronie zobaczyłam morze. Było tam pełno drewnianych domków z malymi ogródkami warzywnymi. Przeszliśmy jakieś sto metrów a widziałam już dziesiątki oczu zwróconych w moją stronę. 
-Berek!-krzyknął jakiś mały centaur łapiąc swoją koleżankę z ptasimi skrzydłami.
   Ich zabawa na tym się skończyła, zatrzymali się a kilka par dziecięcych oczu patrzyło na nas z podziwem. Blue podeszła do przed chwilą złapanej dziewczynki i wzięła ją za rękę prowadząc z nami do przodu.
-To jest Indie- powiedziała nam Blue.- Moja siostrzyczka.
   Dziewczynka wyglądała na nie więcej niż siedem lat, miała czarne włosy z tęczowymi pasemkami a skrzydła też miały takie same kolory. Uśmiechnęłam się do niej, jednak dziewczynka posłała mi krótki uśmiech i zwróciła się do Blue.
-Dlaczego nie mówiłaś? Mówiłaś że tylko Miraminda pójdzie z władcami- dziewczynka próbowała mówić tak aby tylko siostra ja usłyszała ale jej się nie udało.
-Nie gniewaj się, uszyję ci nową sukienkę. Zgoda?- próbowała ją przekupić co jej wyszło.
   Doszliśmy do kawałka niezabudowanego terenu gdzie było około dwudziestu nastolatków, walczyli między sobą miedzami, trenowali walkę toporem albo strzelali z łuku lub rzucali nożami do tablic. Większość przerwała swoje dotychczasowe zajęcia i obróciło się w naszą stronę.
-To jest strefa drugiego etapu- powiedziała nam Miraminda.
-O co chodzi z tymi etapami?- zapytałam patrząc po wszystkich twarzach zwróconych na nas.
-Pierwszy etap to dzieciaki , co roku ci którzy ukończyli czternaście lat przechodzą do drugiego etapu i są dopóki nie będą na tyle wyszkoleni aby wejść do ostatniego, trzeciego etapu- wytłumaczyła Blue.
-Rozumiem że jesteś w trzecim etapie- stwierdził Mark, Blue pokiwała głową.
-Takie pytanie? Dlaczego nazywasz się jak kolor? Niebieska- odezwał się nieśmiało Ben.
   Ku mojemu zdziwieniu Blue pokryła się rumieńcem i wymamrotała coś pod nosem.
-Co?- dopytała Naomi ściągając przy tym w śmieszny sposób brwi.
-Bo tak naprawdę nazywam się Me...- ostatnie słowo powiedziała tak niewyraźnie, że za nic nie dało nam się rozszyfrować co mówi.
-Nie słyszałam- powiedziałam szczerząc zęby.
-Już! Już! Jestem Metermaleni!- wykrzyknęła Blue, parsknęłam śmiechem, nie byłam jedyną która to zrobiła.
   Pewnie dawno już bym się uspokoiła, gdyby nie rozbawiający mnie widok śmiejącej się czwórki. Skończyło się na tym że każdy śmiał się z każdego. Brzuch zaczęła mnie boleć a oczy napełniły się łzami. Indie śmiała się niepewnie jakby niewiedziała czy dobrze robi.
-T-t-to ni-i-i s-meszne- wydułkała śmiejąc się Blue, jej trudność w wymowie tego zdania znowu wszystkich rozbawiła.
-Co się dzieję?- zapytała Miraminda prowadząc za sobą jakiegoś mężczyznę.
   Na jego widok przeszedł mi atak śmiechu, był młody, mógł mieć około dwadzieścia lat. Nieziemsko przystojny, włosy ciemne, nońsalańsko ułożone, sięgające prawie do ramion, szare przenikliwe oczy. Miał takie same, jastrzębie skrzydła jak Miraminda, ubrany w skórzany napierśnik i brązowe spodnie poniżej kolan. 
   Zawsze rumieniłam się w towarzystwie kogoś takiego, zerknęłam ukosem na reakacje Naomi, jej policzki też były zaczerwienione. Daisy natomiast była cała rozpromieniona.
-Artur? Twój syn? Ten który mając trzy lata rzucił w koleżankę kamieniem?- Daisy mówiła to takim tonem jakby wspominała stare czasy.
-Nadal mam bliznę- powiedziała Blue drapiąc się z tyłu głowy.
-Mama mi opowiedziała tyle rzeczy że wiem prawie wszystko co ona wiedziała. Zawsze mówiła o tobie ,, Ten uroczy Arturek''- zażartowała Daisy.
   Nie mam pojęcia jak to robiła że ani trochę nie czuła się onieśmielona w jego towarzystwie.
-Naprawdę?- zdziwił się Artur.- Myślę że Blue sądzi że jestem wcielonym diabłem.
-No bo jesteś- powiedziała Blue szczerząc zęby.
-Choćmy dalej coraz mniej czasu- zażądała Miraminda.
   Ruszyliśmy dalej między domami, Blue szła z tyłu z utkwionym wzrokiem w ziemię obok, kilka metrów od niej szedł Artur w takiej samej pozycji, jakby obydwoje byli zawstydzeni swoją osobą.
-O co im chodzi?- zapytałam Miramindę.
-Od kilku lat, są tacy wobec siebie. Ale to co się działo do momentu gdy skończyli pięć lat- Miraminda machnęła ręką jakby chciała się odrzucić się do siebie.- Nienawidzili się, albo Blue wracała do domu z poniszczonymi zabawkami i powyrywanymi włosami albo Artur bez mleczaków.
-Aż tak się kłócili?- zdziwiłam się doruwnując jej kroku.
-Nigdy nie miałam tyle z nim problemów.- westchnęła.- Pamiętam że na piątych urodzinach Blue mój syn chciał podpalić jej prezenty a ona ze złości zepchała go ze schodów. Razem z Arą, mamą Blue tak na nich nawrzeszczałam że od tego momentu się pogodzili. Byli jak papużki nierozłączki. Trzy lata temu coś się miedzy nimi popsuło, traktują się jak powietrze.
-Dziwnie tak zapomnieć przyjaciela. Nie?- zapytałam.
-Myślę że oni nie zapomnieli że są przyjaciółmi. Wiem że tu chodzi o coś innego- mówiąc to puściła do mnie oczko.

5 komentarzy:

  1. Świetny! Bardzo mi się podobają postacie, które wprowadziłaś <3 I ta Blue z Arturem :3. Jestem ciekawa, czy w Twoim opowiadaniu pojawi się dużo miłości ;). Jestem w jakiś sposób romantyczką, wiec jako tako mam taką nadzieję, a zwłaszcza wobec władców żywiołów :D. Ciekawa jestem tego, jak ta historia się potoczy ;). Czekam na NN, pisz szybko! <3
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslę że już w następnym rozdziale zacznie się watek miłośny ;P

      Usuń
  2. Byłam strasznie ciekawa jak wygląda Alkeji i jak obywatele przyjmą władców :) .
    Cudowny. Nic ująć.

    PS zapraszam na mój kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na mojego bloga, na którym pojawił się nowy rozdział :) http://put-forehead-world.blogspot.com/. Zachęcam do komentowania oraz obserwacji bloga ^^. Miłego czytania :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie dawno u ciebie nie było i nadszedł czas zmian... Już się dzieje, rozkręcaj! :) Początki zawsze bywają trudne, ale widzę, że już to minęło. Wyobraźnia to wspaniały użytek! A końcowa wypowiedź daje do myślenia...
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń